Znamy pewnie tą bajeczkę: 

„W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał drugiego: – Wierzysz w życie po porodzie? – Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to, co będzie potem. – Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać? – No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią…. – No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jesć ustami! Przecież żywi nas pępowina. – No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyć. – Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według Ciebie w ogóle jest? – No przecież jest wszędzie wokół nas… Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było. – Nie wierzę! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem czyli jej nie ma… – No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, że prawdziwe życie zaczyna się później.”

Ta bajeczka nie tyle jest jakimś dowodem na życie po śmierci, co raczej ilustracją trudności wyobrażenia sobie tego czym jest życie po zmartwychwstaniu. 

Kiedy Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy mówił swym uczniom o swej rychłej śmierci i odejściu do domu Ojca a później jeszcze o swym powrocie to nic dziwnego, że nie był przez nich jakoś specjalnie rozumiany. Słowa Jezusa budziły w nich raczej trwogę niż zaciekawienie i nadzieję. Dlatego Jezus mówił do nich:

„Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”

Dokąd Jezus się wybierał? Oczywiście do Boga, którego nazywa swym Ojcem. Ale gdzie Bóg mieszka? Żydzi wiedzieli, że Bogu poddane jest wszystko co istnieje, że w jakimś sensie jest On obecny w każdym miejscu na ziemi i w świecie, w każdym kamieniu i roślinie choć nie jest ani tym kamieniem ani tą rośliną. Wiedzieli też, że Bóg trwa niejako poza czasem choć jednocześnie obecny jest w każdym czasie. Wierzyli też, że ich Świątynia jest szczególnym miejscem Bożej obecności, gdzie manifestuje się Jego moc. Dokąd więc Jezus-człowiek udawał się mówiąc do swych uczniów, że idzie do Ojca? 

Trudne pytanie. Nic więc dziwnego, że uczniowie są zdezorientowani: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę.” Odpowiedź Jezusa jaką wówczas usłyszeli jeszcze bardziej musiał ich zdumieć: „Ja jestem drogą i prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie”. Podobnie zagadkowo brzmiały słowa Jezusa, które wypowiedział do Żydów, którzy żądali od Niego znaku na świadectwo tego, że jest posłany przez Boga: „Zburzcie tę świątynie, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Dopiero po zmartwychwstaniu powyższe słowa stały się zrozumiałe dla uczniów. Z całą jasnością stało się dla nich oczywiste, że Bóg rzeczywiście zamieszkał w ciele człowieka, którego nazywali swym nauczycielem. Stało się dla nich oczywiste również to, że to ciało zabite na krzyżu pokonało śmierć i weszło do Bożej chwały, to znaczy tak jak Bóg zaczęło istnieć poza czasem i przestrzenią. Dlatego Eucharystia stała się możliwa. Ciało Chrystusa jest obecne w każdym miejscu i czasie na ziemi, gdzie sprawuje się mszę świętą. Po swym zmartwychwstaniu Jezus niejako opuścił „łono” swej matki-ziemi, aby zamieszkać w domu Ojca skąd przychodzi do nas pod postacią chleba, aby i nas przygotować do podobnego zmartwychwstania.