Jeden z najbardziej wnikliwych umysłów jaki chodził po tej ziemi, G.K. Chesterton zauważył: „świat nowoczesny jest pełen starych chrześcijańskich cnót, które zmieniły się w szaleństwo. Stało się tak, gdyż zostały oddzielone od siebie i pozostawione samym sobie.”
Rzeczywiście, oddzielenie od siebie chrześcijańskich cnót, a to znaczy również przykazań i pozostawienie ich samym sobie owocuje szaleństwem. Chrześcijańskie przykazania tworzą bowiem nierozerwalną całość, której węzłem jest sam Jezus Chrystus. Odbierz im Chrystusa, a staną się pustymi i co gorsza szkodliwymi formułami, które zamiast zbawienia i wyzwolenia przynoszą człowiekowi szkodę.
Jezus Chrystus kładąc fundament chrześcijańskiego prawa, którym jest przykazanie miłości, ukazuje je w nierozerwalnym związku miłości Boga i bliźniego. Będziesz miłował Pana Boga swego całym sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: „Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego”. Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe Prawo i Prorocy. W jaki sposób to jedne, a zarazem podwójne przykazanie należy wypełniać Jezus pokazał całym swoim życiem, każdym słowem i czynem, w którym kochał zarówno swego Ojca niebieskiego jak i swego brata na ziemi. Cała Ewangelia próbuje nam opowiedzieć o tej miłości abyśmy i my tak kochali. Jeśli to czynimy, współpracując z łaską Bożą, wówczas zaczynamy poznawać smak królestwa niebieskiego, w serca wstępuje pokój i radość. Jeśli jednak odrzucamy łaskę, to jest Chrystusa samego i próbujemy z przekazanego nam przez Ewangelię nauczania wybrać to co wydaje się nam wygodne, to fundujemy sobie szaleństwo, którego przejawy z wielką wnikliwością tropił Chesterton i które, co gorsza możemy doświadczać na własnej skórze.
Dla przykładu weźmy na to miłość Boga, którą oddzielimy od miłości człowieka. Gdy ktoś próbuje kochać samego Boga zapominając o miłowaniu człowieka, ryzykuje że zacznie tak naprawdę kochać karykaturę Boga, a nie Boga prawdziwego. Nie można bowiem kochać Boga nie kochając człowieka, który jest Jego obrazem i podobieństwem. Wówczas może zdarzyć się, że ktoś w imię miłości do Boga, a tak naprawdę miłości do wypaczonego obrazu Boga, będzie zabijał innego człowieka. I wcale nie trzeba być fundamentalistą islamskim aby tak czynić. Można być równie dobrze fanatycznym ideologiem jakiejś doktryny, która staje się namiastką Boga, aby w jej imię również zacząć mordować innych ludzi. Oczywiście zawsze mając na ustach postęp i dobro całej ludzkości albo przynajmniej jakiejś jej części. To są ma się rozumieć skrajne postawy, ale niestety nie są one wcale takie odosobnione jakby mogło się wydawać. Wypaczona i oderwana od miłości do drugiego człowieka miłość do Absolutu, to stałe niebezpieczeństwo jakie wszystkim nam grozi.
Drugim niebezpieczeństwem, równie szalonym, jest próba miłowania innego człowieka bez miłowania Boga prawdziwego. Nie da się skutecznie kochać człowieka bez autentycznej miłości Boga, którego oblicze ukazał Jezus. Również tego zagrożenia był świadomy Chesterton gdy z właściwą sobie ironią pisał o takich usiłowaniach. „Pan Blatchford atakuje chrześcijaństwo, gdyż ogarnięty jest obsesją w związku z jedną z chrześcijańskich cnót: chodzi o czysto mistyczną i prawie irracjonalną miłość bliźniego. Wpadł na dziwaczny pomysł, że łatwiej będzie wybaczać grzechy, jeśli powie się, że nie ma grzechów, które należałoby wybaczać.” Współcześnie takich Blatchfordów nie brakuje nawet wśród księży, którzy zamiast odpuszczać ludziom grzechy jak nakazał sam Jezus Chrystus, próbują usypiać ich sumienia wmawiając im, że grzechów nie mają. Tym samym, w imię fałszywej miłości bliźniego pozbawiają ich szansy wzrastania w świętości na miarę świętości Boga prawdziwego, w którym rzeczywiście grzechu nie ma czego niestety o zwykłym człowieku powiedzieć się nie da. Owszem, każdy człowiek powołany jest do świętości ale to nie znaczy, że już ją tu na ziemi posiadł. Prawdziwa miłość nie boi się mówić prawdy. Kolejnym skutkiem takiej fałszywej miłości, która zamyka oczy na ludzki grzech jest zamieszanie jakie rodzi się w relacjach międzyludzkich. Jeśli wszyscy z definicji są doskonali czyli bezgrzeszni – to skąd tyle cierpienia wśród ludzi?! Rodzi się absurdalne przypuszczenie i to nawet wśród niektórych chrześcijan, że winien jest sam Bóg – bo przecież nie człowiek. Innym wariantem tego oskarżenia wobec Boga będzie oskarżanie religii za wszelkie zło jakie dzieje się na świecie.
A zatem nie da się bez szkody rozdzielić jednej miłości od drugiej, to jest miłości Boga prawdziwego od miłości człowieka realnego. Na szczęście większość ludzi intuicyjnie to rozumie i nie trzeba im tego tłumaczyć. I oni jednak potrzebują przykładu w jaki sposób te dwie miłości realizować. Nie ma tu lepszego niż Jezus Chrystus, który w najpełniejszy i najdoskonalszy sposób ukazał całym swoim życiem co znaczy kochać Boga i bliźniego. Jego to naśladujmy, tak jak to z powodzeniem czynili wszyscy grzesznicy, którzy przy końcu życia świętość Chrystusa osiągnęli i umierali w opinii świętości. Do Niego się również módlmy aby nam nie tylko pokazywał swoim nauczaniem jak kochać ale również dodawał do tego sił. Jezus przecież żyje i jak sam powiedział: szukajcie a znajdziecie, proście a będzie wam dane; Ja jestem drogą, prawdą i życiem.