Przyszło nam żyć w dziwnych, a zarazem niełatwych czasach. Zostaliśmy poddani licznym restrykcjom i zmuszeni żyć w cieniu zagrożenia niewidzialnym wirusem. Szczepionka, która miała przywrócić normalność jakoś jej nie przywraca. Pojawiają się głosy, że już nic nie będzie takie samo jak kiedyś było. Jak w takiej sytuacji żyć, skąd przyjść ma dla nas ratunek? Dla chrześcijan odpowiedź jest jasna. Ratunkiem jest dla nas Jezus Chrystus. On sam o sobie powiedział: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. A zatem idźmy tą drogą poznając coraz lepiej prawdę o nas samych, o świecie, w którym przyszło nam żyć i wreszcie o Bogu, do którego nas ona prowadzi, w którym jest pełnia życia.
Jezus Chrystus, który od momentu zmartwychwstania i wniebowstąpienia żyje na sposób sakramentalny w Kościele wyprowadza nas w tym czasie wielkopostnym, który dopiero co zaczęliśmy na pustynię. Pustynia to miejsce ubóstwa i wyrzeczenia, inaczej mówiąc postu. Ani ubóstwo, ani wyrzeczenia nie są celem samym w sobie. Celem jest wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka, który wzrasta w nas wraz z łaską chrztu jaki otrzymaliśmy. Dzieje się tak kiedy poddajemy się łasce Bożej. Odnawia się wówczas w nas wiara, nadzieja i miłość. W tegorocznym orędziu na Wielki Post, papież Franciszek zwrócił na to uwagę. Pisał w nim między innymi: „W tym czasie nawrócenia odnówmy naszą wiarę, zaczerpnijmy ‘żywej wody nadziei’ i przyjmijmy z otwartym sercem miłość Boga, która przemienia nas w braci i siostry w Chrystusie.”
Znakiem, a zarazem drogą do naszego nawrócenia są tradycyjne praktyki wielkopostne: a więc post, modlitwa i jałmużna. W pierwszą niedzielę Wielkiego Postu Słowo Boże w obrazie Jezusa, którego Duch wyprowadził na pustynię, akcentuje przede wszystkim potrzebę postu i modlitwy. W swym orędziu na Wielki Post, papież Franciszek określa post jako „doświadczenie wyrzeczenia”. Mówi również o tym, że „post oznacza uwolnienie naszej egzystencji od wszystkiego, co ją przytłacza, także od przesytu informacji – prawdziwych czy fałszywych – i od dóbr konsumpcyjnych, aby otworzyć drzwi naszego serca dla Tego, który przychodzi do nas ogołocony ze wszystkiego, ale pełen ‘łaski prawdy’ (1 J, 14): Syna Bożego, Zbawiciela.” A zatem post ma otworzyć nas jeszcze bardziej na Chrystusa, a zatem również na Jego słowo.
Słowo Chrystusa daje nam życie i pozwala przezwyciężyć pokusy, to jest chroni przed decyzjami, które prowadzą nas na manowce, a w konsekwencji z powrotem poddają niewoli złego. To dzięki słowu Bożemu poznajemy, że jesteśmy stworzeni na Boży obraz i ukochani przez Boga. A zatem żadna pustynia, żadne niebezpieczeństwo, któremu musimy stawić czoło nie jest dla nas straszne. Bóg jest z nami i nic nas nie zdoła pokonać. Umocnieni tą wiarą możemy śmiało iść przez życie. Pomaga nam w tym świadectwo naszych braci i sióstr w wierze.
O jednym takim niezwykłym świadectwie wiary miałem okazję dowiedzieć się ostatnio. Działo się to pod rządami Stalina – jednego z największych tyranów i morderców jakich ziemia wydała. Stalin, przed którym drżeli ze strachu niemal wszyscy mieszkańcy Związku Radzieckiego i połowa świata miał słabość do muzyki. Słuchaj jej często i namiętnie. Pewnego razu, w radiu usłyszał pianistkę Marię Judinę, która grała koncert fortepianowy Mozarta. Tak mu się spodobała jej interpretacja, że zażądał nagrania z tego koncertu. Nagrania niestety nie było, ale nikt z radia nie miał odwagi aby mu o tym powiedzieć. Żądanie władcy trzeba było jednak spełnić i to natychmiast. Decydenci radiowi stanęli więc na głowie aby w jeden dzień zebrać na nowo całą orkiestrę i oczywiście pianistkę po to by nagrać dla swego władcy płytę, której zażądał. Udało się, władca był zadowolony i to do tego stopnia, że wysłał Judinie 20 tys. rubli. W odpowiedzi otrzymał od niej list, w którym artystka napisała: „Dziękuję Panu, Iossifie Wissarionowiczu, za Pańskie wsparcie. Będę się za Pana modliła, dniami i nocami, prosząc Boga by wybaczył Pańskie wielkie grzechy przeciwko ludziom i krajowi. Bóg jest miłosierny i Panu wybaczy. Pieniądze przekazałam cerkwi, do której chodzę.”
Wszyscy w otoczeniu Stalina spodziewali się, że Judina zostanie wkrótce aresztowana i skazana na łagry albo od razu stracona. Nic takiego się jednak nie stało. Stalin zrozumiał, że nie miał nad artystką żadnej władzy. Ona była pod opieką kogoś mocniejszego, z kim on sam próbował walczyć niemal przez całe swe życie. Bóg okazał się mocniejszy od Stalina. Obyśmy mieli choć trochę takiej wiary jak ta dzielna kobieta, której przyszło żyć w mrocznych czasach, chyba jednak znacznie trudniejszych niż nasze.